Sekunda nieuwagi – ściany obróciły się w proch
Dnia 28 marca 2005 roku otrzymałam doniesienia o walących się budynkach w miejscowości Młotów w województwie Podleśnym. Kiedy dotarłam na miejsce, nikt nie potrafił podać mi jednoznacznego wyjaśnienia tego zjawiska. Samoistne uszkodzenie się pojedynczych ścian w dwunastu domostwach władze uznały za wynik wad konstrukcyjnych, jednak mieszkańcy mieli na ten temat inne zdanie.
Wywiadu udzieliła mi Amelia K., której dom rozpadł się trzy dni temu.
Reporter: To musiało być ciężkie przeżycie. Jak się Pani czuje?
Amelia K.: Nikt z nas nie był na coś takiego przygotowany. Budowa osiedla skończyła się zaledwie parę miesięcy temu. Nowe domy! Najlepsi architekci i tak karygodne błędy? Nikt z nas nie daje wiary tym bzdurom! Boimy się, pani redaktor. Boimy się o nasze rodziny, o nasze dzieci. Musimy szukać nowego domu, bo ten w Młotowie nie nadaje się już do użytku. Toniemy przez to w długach.
R.: Pamięta Pani, jak to się stało?
A.: Oglądaliśmy z mężem wieczorem film, zresztą film niskich lotów – przysypiałam na nim. Obudziły mnie odgłosy… jakby ktoś uderzał ściany młotem. Wtedy usłyszałam potężny huk i zrobiło się w pokoju okropnie zimno. Okazało się…, że frontowa ściana rozpadła się w drobny pył. Zdążyliśmy wyrwać nasze dzieciaki z łóżek i przebiec na drugą stronę ulicy, zanim nasz dom się zawalił.
R.: Przykro mi z powodu Pani straty. Kiedy to się zaczęło?
A.: Pierwszy był dom Drwalskich na końcu ulicy. Pamiętam ten dzień, bo wtedy do Młotowa przyjechała ekipa przesadzająca wierzbę płaczącą.
R.: Mówi Pani o tym wspaniałym drzewie w parku, centrum osiedla?
A.: Tak. Dostaliśmy dofinansowanie, część kwoty za usługę musieliśmy z sąsiadami zebrać sami, ale… Było warto. Wierzba jest nie z tego świata. Nigdy nie widziałam piękniejszej.
Miałam przeczucie, że data przesadzenia drzewa i pierwszy atak nie były zbiegiem okoliczności. Po zdobyciu potrzebnych informacji dotarłam do oddalonej o 5 km wsi Bratanice, z której wykopano wierzbę.
Drzewo nie z tego świata
Na miejscu poznałam związaną z drzewem, miejscową legendę. Dokładnie 20 lat temu doszło tam do tajemniczego zgonu dwunastu braci Siedleckich. Przepytałam pięcioro mieszkańców i usłyszałam pięć przeróżnych teorii wyjaśniających ten wypadek. Jednak w każdej z historii powtarzała się wierzba płacząca.
Przełomem w sprawie było dotarcie do trzynastego z braci, niejakiego Horacego Siedleckiego. Pan Horacy liczył sobie 33 lata i był niesłyszący od urodzenia, dlatego też w naszej rozmowie uczestniczył tłumacz języka migowego.
Reporter: Jacy byli pańscy bracia?
Horacy S.: Normalni ludzi jak pani czy ja. Byłem z nich najmłodszy, do tego „odstający” jak moje uszy, ale zawsze byli dla mnie dobrzy. Po stracie rodziców trzymaliśmy się razem, wiecznie optymistyczne młodziki. Do czasu, aż ta przeklęta wierzba ich także mi nie zabrała.
R.: Co się stało?
H.: Pewnego dnia cała dwunastka przerwała pracę przy rąbaniu drewna i pobiegła do ogrodu na skraju wioski. Powiedzieli, że słyszą głos, dziewczęcy płacz. Wyciągnęli z szopy młoty i zaczęli niszczyć mur. Wyglądali, jakby rzucono na nich urok.
R.: Pan jednak był świadomy.
H.: Moje kalectwo mnie uratowało. Gdybym usłyszał ten głos, pewnie stałbym tam u ich boku i u ich boku oddałbym ducha z wyczerpania. Dobrze, że tej wierzby już tu nie ma. Złe wspomnienia.
Sprawy coraz bardziej się komplikowały. W grę wchodziły moce nadprzyrodzone, dlatego wezwałam do pomocy zagraniczny zespół specjalistów do spraw paranormalnych.
Sól przeciw magicznym urokom
Razem z Samem oraz Deanem W. odwiedziliśmy cmentarz, na którym spoczywały ciała braci Siedleckich. Po przeprowadzonym dochodzeniu, którego szczegółów nie mogę podać, eksperci odkryli przyczynę niewyjaśnionych wydarzeń. Aby zapobiec atakom, należało odnaleźć zaginione młoty dwunastu braci i złożyć je do grobu ich właścicieli.
Skompletowanie młotów zajęło nam trzy dni. Dzięki pracy naszych specjalistów i ich niezwykłym urządzeniom udało się je zlokalizować. Te, które nie trafiły na śmietnisko, poddano przeróbce lub odrestaurowano dla muzeum i grup rekonstrukcyjnych. Obuchy przetapiano, a dwa z trzonów przerobiono na nogi stolika kawowego.
Musicie być, drodzy państwo, czujni i mieć na uwadze, co trzymacie w swoich domach.
Po odniesieniu narzędzi na cmentarz specjaliści nakazali zamknąć go na odwiedzających aż do nadejścia świtu. Możliwe, że nigdy nie dowiemy się, co wydarzyło się tam tej nocy. Przy naszym ponownym spotkaniu otrzymałam jedynie podziękowania za zgłoszenie sprawy oraz zapewnienie, że Młotów jest już bezpieczny. Z trudem udało mi się nakłonić ekspertów do udzielenia wywiadu.
Reporter: Czy jesteście pewni, że to już koniec?
Sam W.: Absolutnie. Niebezpieczeństwo zażegnane i nic już tu po nas. Duchy braci spoczęły w pokoju.
R.: Sądziłam, że to wierzba jest przyczyną całego zamieszania.
S.: Z całym szacunkiem, pani redaktor, ale znamy się na swojej robocie. To Siedleccy szukali zemsty, nie drzewo. Sprawa zakończyła się sukcesem.
Domy w Młotowie udało się odbudować, a osiedle na powrót tętni życiem. Mieszkańcy nareszcie mogą spać spokojnie, choć przyczyna tych wszystkich wydarzeń nadal była niejasna. Para specjalistów zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. Dokładają wszelkich starań, by świat nie dowiedział się o ich nadzwyczajnych praktykach, ale ja nie poddam się tak łatwo.
Już niedługo poznam całą prawdę o tej dwójce i pokażę ludziom, czym naprawdę się zajmują. Sprawa z wierzbą płaczącą to dopiero początek
Redaktor
Martyna Witek, kl. 2c