Ważniejsze miłości
Piłkę nożną postrzega się na różne sposoby już od prawie 2000 lat. Dla Rzymian była to forma ulicznej zabawy, dla XIX – wiecznych Anglików okazja do pokazu siły, dla Brazylijczyków religia, dla młodych Marsylczyków sposób na życie, dla Włochów święto, a dla Polaków okazja do zjednoczenia. Football był szansą znalezienia nowych rodzin, zdobycia znajomych oraz poznania uczucia wierności. Moc piłki nożnej nadała niektórym zawodnikom wielką chwałę, naznaczyła ich mianem nadludzi. Przed 1958 sądzono, że 7 to liczba Boga, lecz rok ten szybko zmienił ten stan, gdy kibice zweryfikowali nowy numer jako święty. Każdy, kto go nosił, postrzegany był jako ten „wyjątkowy”, „obdarowany”, „najlepszy”. Legenda tej liczby narodziła się tam, gdzie sport ten jest uważany za świętość – w Brazylii. Mesjaszem okazał się zwyczajny nastolatek, nieznany nikomu chłopak z tłumu Edson Arantes do Nascimento szerzej znany jako „Pele”. To on wpłynął na to, że Brazylia z kraju biedy i ludzkich dramatów przeistoczyła się w krainę ludzi o nieprawdopodobnych umiejętnościach.
Dlaczego piszę o tym pięknie w czasie przeszłym? Czy wszystkie te cuda już minęły? Czy magia piłki nożnej zgasła? Jaki jest sens dalszego oglądania tego sportu? A może jaki jest cel UPRAWIANIA tego sportu?
Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Wydawało się, że pasja, miłość, wierność to coś, czego nie można wycenić. Długi czas tak było. W Anglii symbole wierności stanowili sir Bobby Charlton czy Ryan Giggs, którzy swoje życie oddali Manchesterowi United. We Włoszech słynących z miłości do barw klubowych warto zatrzymać się przy Francesco Tottim z Rzymem w sercu, zakochanym bez pamięci w Juventusie Gianluigim Buffonie czy zaślubionym z Milanem Paolo Maldinim. Szukając przykładów niezwykłej pasji w walce o zaszczyty klubu na myśl przychodzi Hiszpania i postacie takie jak filar Barcelony Carles Puyol, wirtuoz Xavi i jej atakujący wielki mały Leo Messi. Ich odwiecznym rywalom – Realowi Madryt – również nie można odmówić chęci do walki, którą uosabiali chociażby goalkeeper „Święty” Iker Cassilas, twardy jak skała obrońca-artysta Sergio Ramos czy czarujący napastnik Raul Gonzalez. Ludzi ich pokroju było znacznie więcej nie tylko w wymienionych krajach- nie można ich było kupić, uwieść, oszukać, zdobyć. Ich serca biły tylko dla tej jedynej… drużyny. Romantyczni bohaterowie zaczęli zanikać, gdy do świata miłości wkroczyli ludzie interesu, dla których zysk i pieniądze stanowiły jedyną wartość. Astronomiczne pieniądze właścicieli takich jak Abramowicz, Al Nahyan, Hainer czy Al-Khelaïfi na trwałe pokazały fanom piłki nożnej, że era klubowych legend dobiegła końca. Rozpoczął się natomiast tępy „wyścig szczurów” po trofea.
Zmiany, jakie zaszły w footballu, zmieniły sens postrzegania piłkarzy w większości klubów. W Lechu Poznań, Chelsea Londyn, Realu Madryt czy Olimpique Marysllie pojawiło się zjawisko „farmy piłkarzy”. Zawodników trenowano najlepiej jak się dało, lecz nie na własny użytek, lecz po to, by sprzedać ich jak najdrożej, często nawet największemu rywalowi, jeśli tylko gotów był zapłacić wielkie pieniądze. Piłkarzy pozbawiono miłości do klubu. Zdają się oni mówić: „Jak mam szanować barwy klubu, skoro wiem, że po kilkunastu meczach będę sprzedany bez sentymentów?”. Kluby posiadające bogatych sponsorów, takie jak Barcelona, Juventus czy PSG, zrezygnowały ze swoich szkółek na rzecz sprowadzania talentów zza granicy, również przeznaczonych do sprzedaży z dużym zyskiem. Skupiają się na tym, by skupować ze świata piłki najlepszych z najlepszych. Tacy zawodnicy często wydają się kosmopolitami, podróżują po całym świecie w celu pobijania kolejnych rekordów transferowych. Jeszcze inni oddają swój talent oraz zaprzepaszczają szanse na trofea, wyjeżdżając do słabszych lig takich jak chińska, amerykańska czy katarska, lecz oferujących kosmiczne zarobki.
Winę za zepsuty świat futbolu, oprócz rekinów biznesu, ponoszą także piłkarze. Swoją wartość uzależniają od serduszek na Instagramie czy komentarzy pod postami na Facebooku. Wpływ social mediów dobitnie skomentował Daniele De Rossi: „Czasem niektórzy mocno mnie irytują. Kiedy widzę, jak ktoś prowadzi relację na żywo na Instagramie w szatni tuż przed meczem, to normalnie mam ochotę wziąć kij baseballowy i przyłożyć mu w zęby”. Zmiany pokoleniowe, w których wybitni piłkarze nie mogli odnaleźć się we współczesnym świecie mass mediów w szatni, doprowadziły do wielu odejść w świecie piłki nożnej. Otwarcie mówił o tym były kapitan Milanu Gennaro Gattuso, wskazując ten czynnik jako decydujący o odejściu jego i kilku innych legend z ekipy Rossonerich. Wielu zawodników przestało przykładać wagę do umiejętności, a zamiast tego skupili się na stosowaniu nowych diet, indywidualnym budowaniu muskulatury w swoich ekskluzywnych willach oraz dobieraniu odpowiedniego żelu do włosów. Jeszcze inni przed meczami udają się do kasyn, klubów gogo czy dyskotek, jak gdyby co tydzień zamiast szykować się do pracy chodzili na wieczory kawalerskie. Podział na zawodników ambitnych, chcących wiele osiągnąć i na tych grających w piłkę dla wielkich pieniędzy staje się coraz bardziej wyraźny.
Kibice bezsilnie patrzą na powolne umieranie piękna piłki nożnej usidlonej w szponach gotówki. Oglądanie młodych, wschodzących gwiazd takich jak Fede Valverde, Ansu Fati, Tammy Abraham czy Jakub Moder nie daje już fanom radości. Wiedzą oni bowiem, że tylko przez krótki czas dane im będzie obserwować ich grę w ukochanych barwach. Raczej prędzej niż później odejdą za wielkie pieniądze do innej ligi.
Sceny świata, jak Old Trafford, San Siro, Parc de Princes czy Signal Iduna Park pozostają, lecz z obiektów kultu i uwielbienia szybko mogą przemienić się w laboratorium lub farmy. Świętość pewnych wartości znika, a rola jaka przypada widzom tego spektaklu… to właśnie, jak na ironię, bezczynne obserwowanie zmiany Sztuki w parodię.
Michał Korek, kl. II E_G