Pętla-współczesne danse macabre
Pętla (współczesne danse macabre)
W swoim ostatnim momencie poczułeś, że do twojego pogrążonego w transie ciała powróciła władność. Ostatnimi ruchami drgających od szoku dłoni starałeś się zawrócić. Ale było już za późno, poczułeś jedynie uścisk owiniętej wokół szyi, niczym wygłodniały wąż boa, liny. Męka, mimo iż okropna, nie trwała długo, zaledwie po kilku sekundach straciłeś przytomność… Co jednak ciekawe – nie na długo.
W twojej głowie rozległ się niewiarygodnie cichy szept, szept dosłownie nieludzki. „Dwa miliony tysiąc dziewięćset czterysta cztery” – usłyszałeś, po czym leniwie rozwarłeś powieki. Ku twemu zdziwieniu znalazłeś się w kompletnie pustym, kiepsko oświetlonym, śnieżnobiałym pomieszczeniu. Ostatnie, co pamiętasz, to szept. Twoją głowę momentalnie wypełniło tajemnicze uczucie dejavu, któremu towarzyszyły nieustanny ból głowy oraz lekkie drgawki. Nie mogłeś dokładnie określić, w jak dużej placówce jesteś, ponad twoją głową paliła się mała żarówka dająca niewielką ilość światła. Resztę pokoju spowijał mrok. Pełen ciekawości oraz trwogi postanowiłeś zrobić krok naprzód, w tym samym momencie na suficie zapaliła się kolejna żarówka. Ruszyłeś przed siebie, każdemu nowemu krokowi towarzyszyła nowa żarówka na suficie.
Po kilku krokach usłyszałeś dziwny bulgot dochodzący z twojej lewej strony. Po zrobieniu kroku w stronę dźwięku twoim oczom ukazał się ogromny przezroczysty szklany bojler, który oświetlała żarówka. Wypełniony był wodą, a na jego dnie rozpaczliwie miotała się młoda kobieta. Jej skóra była niewiarygodnie blada i pomarszczona, a kolor oczu – karmazynowy. Zupełnie tak, jakby były przekrwione od morskiej soli, zupełnie tak, jakby chciała umrzeć, ale nie mogła, zupełnie tak, jakby była tu już od dawna, od bardzo, bardzo dawna…
Odskoczyłeś od wodnej mogiły objęty sidłami strachu, z głową pełną pytań: „Co ja tu robię?! Co to za przeklęte miejsce?!” Wraz z tymi myślami ból głowy i drgawki znacznie się nasiliły. Za twoimi plecami zapaliła się kolejna żarówka. Po odwróceniu telepiącej się od mieszanki drgawek ze strachem głowy, zobaczyłeś starca leżącego na szpitalnym łóżku. Nagle starzec złapał się za pierś, doznał ataku serca, bezwładnie osunął się na ziemię. Leżał tak bez oznak życia, martwy. Mrugnąłeś. Starzec znowu leżał na łożu śmierci, ponownie doznał zawału. Nie rozumiałeś.
„Na Boga, o co tu chodzi?!” – powiedziałeś pełnym trwogi głosem sam do siebie. Wtem doznałeś impulsu nerwowego, ból był tak intensywny, jak gdyby ktoś wbił ci nóż w potylicę. W pełni świadomy, jednak bez kontroli nad własnym ciałem, ruszyłeś przed siebie wzdłuż korytarza, który z każdym krokiem poszerzały kolejne ledowe żarówki. Podczas tego okropnego spaceru po bokach widziałeś podobne do dziewczyny i starca postacie. Strzał w głowę, przedawkowanie leku, wypadek samochodowy, czułeś się jak w czterowymiarowej galerii makabrycznych obrazów śmierci.
Po kilku minutach chodu twoje ciało zatrzymało się, a ostatnia żarówka która się przed tobą znalazła, oświetlała linę przywiązaną do sufitu oraz drewniany stołek stojący wprost pod nią. Twój umysł momentalnie zaczął szaleć, chciałeś uciekać, lecz twój opór był na nic. Nieposłuszne ci ciało wgramoliło się na stołek i owinęło sobie linę wokół szyi. Ze stołka w oddali dojrzałeś napisane nieznane ci językiem zdanie widniejący na tylnej ścianie pomieszczenia: „Metu mortis”.
W swoim ostatnim momencie poczułeś, że do twego pogrążonego w transie ciała powróciła władność. Ostatnimi ruchami drgających od szoku dłoni starałeś się zawrócić. Ale było już za późno, poczułeś jedynie uścisk owiniętej wokół szyi, niczym wygłodniały wąż boa, liny. Męka mimo iż okropna nie trwała długo, zaledwie po kilku sekundach straciłeś przytomność… co jednak ciekawe nie na długo.
W twojej głowie rozległ się niewiarygodnie cichy szept, szept dosłownie nieludzki. „Dwa miliony tysiąc dziewięćset czterysta cztery” – usłyszałeś, po czym leniwie rozwarłeś powieki…
„Czym jest śmierć? Śmierć to gatunek strachu, i to bardzo ciekawy. Nie boimy się bowiem śmierci tak bardzo, jak boimy się tego, co po niej nastąpi.”
Arkadiusz Molęda 1C