„Przerwana lekcja muzyki” – zatracenie w akceptacji siebie
Każdy z nas jest wyjątkowy. Każdy ma coś, co go odróżnia od reszty i sprawia, że nasza egzystencja ma sens. Nie każdy jednak decyduje się podzielić ze światem swoim prawdziwym ja. Część ludzi zamyka się w sobie, nie chcąc stanąć twarzą w twarz z sobą samym i nawiązać kontakt z tym, co w nas jest najtrudniejsze. Jednak czy trwanie w klatce, jaką sami stworzyliśmy w naszej głowie, jest tak bezpieczne, jak nam się wydaje? Czy przebywanie w odizolowanym świecie da nam pełnię spokoju? Czy zamykanie się w sobie jest jednoznaczne z ochroną innych przed naszym wnętrzem? Na te pytania staramy się znaleźć odpowiedź głównie w okresie dorastania, kiedy to poznajemy ludzi, chłoniemy wszystko ze świata, stajemy się bardziej otwarci, wybieramy to, co jest dla nas dobre. Jedni z nas szybko tworzą swoje kompasy moralne i piramidy wartości. Drudzy, dotknięci traumą bądź cierpieniem, rezygnują z realizacji samych siebie i usuwają się w cień, by nigdy więcej, nawet kosztem swojego dobra, nie zaznać bólu i nie przysporzyć go także innym. Te pozornie „młodzieńcze problemy”, jeśli zostaną odsunięte, nie opuszczają człowieka nigdy. Czy warto je rozwiązać? Odpowiedzi dostarcza film „Przerwana lekcja muzyki”.
James Mangold to reżyser, który od początku swojej kariery skłaniał się w swoich dziełach ku podejmowaniu tematyki psychologicznej, również moralnej. W 1995 stworzył melodramat „Victor, syn Dolly”, w którym to pod płaszczykiem romansu ukrywał pierwsze poważne problemy, z jakimi mierzą się ludzie: strach przed odrzuceniem, brak pewności siebie, mania prześladowcza. W 1995 roku Mangold poszedł o krok dalej, tworząc „Cop Land”, gdzie pochylił się nad moralnymi rozterkami dotyczącymi tym razem śmierci i tego, w którym miejscu przebiega granica pomiędzy sprawiedliwością a samosądem. Przełom nastąpił w 1999 roku, kiedy to stworzył „Przerwaną lekcję muzyki” – dzieło poruszające jedną z najbardziej powszechnych rozterek ludzkiej egzystencji. Wydawało się, że reżyser pchany sukcesem obrał dobry kierunek. Niestety, nie utrzymał go zbyt długo bowiem na początku XXI w. nieco przygasł niezbyt udanymi produkcjami, lecz powrócił znów w chwale w 2005 roku świetnym filmem biograficznym „Spacer po linie”. W poruszający sposób przedstawił historię Johnnego Casha, by znów po stworzeniu arcydzieła, odejść od obiecującego kierunku, obierając kurs na morze kina akcji, tonąc w przeciętności aż do 2017 roku. Wtedy wypuścił film: „Logan: Wolverine” z zaskakująco dobrym skutkiem łącząc banalny świat superbohaterski z tragicznymi realiami życia śmiertelników. Po dwóch latach powrócił na salony tym razem filmem „Le mans ‘66”, ponownie odnosząc sukces.
„Przerwana lekcja muzyki” wielu kinomanom na pierwszy rzut oka przypomina film „Lot nad kukułczym gniazdem” M. Formana z 1975 r. Mamy motyw szpitala psychiatrycznego i atmosferę zamknięcia, mamy wątek despotycznej pielęgniarki i buntownika chcącego uciec za wszelką cenę, dodatkowo zmieniającego życie innych pacjentów. Czynnikiem ,jaki odróżnia te dwa filmy, jest obraz pacjentów zakładu. W „Locie nad kukułczym gniazdem” wyraźnie widać ludzi poważnie chorych na oczywiste choroby psychiczne jak schizofrenia, nerwica natręctw czy zaburzenia lękowe. Film pokazuje nam, że dla tych ludzi nie ma już ratunku, a my – widzowie – możemy jedynie z litością obserwować, jak Randle McMurphy próbuje wlać w ich serca trochę życia. „Przerwana lekcja muzyki” absolutnie nie nakazuje nam, byśmy współczuli pacjentkom, które tam się leczą. Tak naprawdę nie są one chore na typowe choroby psychiczne, lecz po prostu nie potrafią odnaleźć się w społeczeństwie, głównie ze względu na lęk przed sobą. Nie są one tak naprawdę leczone, a jedynie utrzymywane w szklanym domu, jaki same stworzyły w swoich głowach. Widząc powody ich zachowań, możemy stwierdzić, że potrafimy także większość z nich zrozumieć i podejść do nich empatycznie.
Główną bohaterką produkcji z 1999 roku jest Susanna Kaysen, zagrana przez Winonę Ryder, która w swojej karierze upodobała sobie ekscentryczne filmowe bohaterki. Rzeczywiście, jak widać na przykładzie „Soku z żuka”, „Edwarda Nożycorękiego” czy „Czarownic z Salemu” jest w tej dziedzinie wyjątkowo dobra. Susanna trafia do szpitala jako melancholijna, surowa dla otoczenia egocentryczka z objawami choroby charakteryzującej się zmianami osobowości. Mimo iż przekonuje samą siebie i innych do tego, że nic jej nie dolega, w momencie, gdy pozostaje sama z sobą, tak naprawdę dostrzegamy, co ją tu doprowadziło: brak pewności siebie, zagubienie czy ciągłe wątpliwości. Susanna jest typową romantyczką cierpiącą z powodu bycia niezrozumianą przez świat, zmagającą się z bólem istnienia, pozbawioną chęci do walki o względy ludzi. Jej emocje kumulują się wraz z poznaniem dziewcząt, które będą jej towarzyszyć w szpitalu. Ich spotęgowane problemy, jak obsesja na punkcie kłamstw czy jedzenia, mania prześladowcza czy nadmierna aktywność fizyczna powodują, że główna bohaterka utwierdza się w przekonaniu, że jej stan psychiczny jest stabilny. Problemy Sussane, w konfrontacji z dolegliwościami innych pacjentek, wydają się wręcz śmieszne.
Wszystko zmienia się wraz z pojawieniem się Lisy Rowe, w którą wcieliła się Angelina Jolie, udowadniając swoje aktorskie możliwości. To buntowniczka, podobnie jak Randle z „Lotu nad kukułczym gniazdem”, jednak o zupełnie innej motywacji. Pierwszą różnicę widzimy w stosunkach obu tych bohaterów do pacjentów. Postać kreowana przez Jacka Nicholsona traktuje ich jako zabawki, nie próbuje przekazać im czegoś głębszego, a jedynie dzięki nim nie umrzeć z nudów. Oczywiście, „skutkiem ubocznym” jest ukazanie im piękna życia. Z kolei Lisa Rowe nawet nie próbuje wyciągać swoich towarzyszek z zagubienia, utrzymuje ich stan, wykorzystując zaufanie pacjentek, manipuluje nimi. Filmowa Lisa przywiązuje się do pacjentek, jednak ma w tym zamierzony, niecny cel. Głosi piękne hasła o wolności ducha, akceptacji siebie oraz świadomości bycia wyjątkową, nie zwracając uwagi na wady swoich towarzyszek. Paradoksem tej sytuacji jest, że Lisa, mówiąc o wolności, nie chce, by ktokolwiek z jej grupy opuścił szpital, bowiem w jej mniemaniu tylko tu pozwalają im być sobą. Ludzie z zewnątrz to według niej szablony, które ograniczają ich prawdziwe ja. Jedyną osobą, która widzi pułapkę słów Lisy jest despotyczna siostra Valerie ( Whoopi Goldberg). Nie potrafi ona jednak przekazać prawdy o przywódczyni, bowiem zbuntowane pacjentki utożsamiają ją z szablonem „normalności”, głoszonym przez Lisę.
Wraz z przebiegiem tragicznych wydarzeń Sussane dostrzega utopijność słów swojej towarzyszki, dochodząc do wniosku, że jej dotychczasowe działania wcale nie mają na celu zrozumienia swoich problemów i rozwiązania ich. Lisa nie rozumie swoich problemów, a w momencie, gdy towarzyszki zaczynają dostrzegać swoje negatywne cechy, przywódczyni oddala ich myśli od wątpliwości. Egocentryzm Lisy sprawia, że zaczyna walczyć, by inni nie wydostali się ze swoich szklanych pojemników. Kobieta wyraźnie boi się bycia przeciętną, taką samą jak wszyscy. Pacjentka Rowe swoim buntem zatrzymuje leczenie i jest czynnikiem, przez który większość z kobiet nie jest w stanie obudzić się z letargu. W wychodzeniu z choroby nie pomaga też pomysł terapii pielęgniarek. Tworząc cukierkowy, uporządkowany świat, wzbudzają uczucie pełni szczęścia wśród pacjentek. Czy aby na pewno? Czy czują się szczęśliwe, widząc całującą się parę? Czy czują się spełnione, oglądając życie ludzi w telewizorze? Czy są szczęśliwe, tkwiąc w swym domku dla lalek i patrząc na świat przez okno?
Historia relacji Sussanse Kaysen oraz Lisy Rowe to niemalże starcie dwóch sprzecznych poglądów: samoświadomości połączonej z samoakceptacją oraz egocentryzmu połączonego z brakiem jakichkolwiek zasad. Film „Przerwana lekcja muzyki” uczy nas, że samoakceptacja jest podstawą do właściwego funkcjonowania. Trzeba zaakceptować to,kim się jest, jednak nie porządkowywać świata pod swoje wymogi. Błędne jest myślenie, że tylko my jesteśmy wyjątkowi i że potrzebujemy miejsca, w którym możemy uwolnić swoją pełnię. Znajdujemy miejsca, gdzie mamy możliwość bycia w pełni sobą, jednakże nie należy traktować rzeczywistości jako naszej własności.
Obraz życia Sussany Keysen w filmie „Przerwana lekcja muzyki” mówi nam, że w życiu bardzo trudno jest znaleźć granicę pomiędzy akceptacją siebie a skrajnym egocentryzmem. Choć często sądzimy, że tylko my jesteśmy w stanie zrozumieć siebie, nie jest to do końca prawdą. Jak widać na przykładzie siostry Valerie, często to ludzie z zewnątrz najlepiej dostrzegają, kim tak naprawdę jesteśmy i to właśnie osoby postronne mogą mieć największy wpływ na naszą akceptację swojego prawdziwego ja, abyśmy nie zatracili swoich umysłów, możliwości i ukochanych ludzi. Film Jamesa Mangolda to przypowieść o moralności i przezwyciężaniu strachu. Jest to dzieło, które przede wszystkim mówi o tym, że nie możemy wychodzić z założenia, że świat jest zły i próbuje nas ustawić wbrew nam. Tak naprawdę to my mamy szansę naprawić ten świat, ofiarowując mu cząstkę naszej wyjątkowości, piękna, które ma szansę uczynić rzeczywistość nieco mniej brutalną.
Michał Korek