Recenzja filmu „Wojna o prąd”(ang. Current War)
Wojna o prąd to film z 2017 roku, który swoją polską premierę miał dopiero w 2019 roku, mimo świetnej obsady aktorskiej oraz nie mniej wybitnej reżyserii. Dlaczego film z gwiazdorską obsadą wszedł w Polsce na ekrany kin dopiero dwa lata po światowej premierze? Najbardziej wiarygodną odpowiedzią są kwestie marketingowe, albowiem w roku 2020 w kinach pojawi się długo wyczekiwany film amerykańskiej produkcji pt. „Tesla” z Tomaszem Kotem w roli głównej. Gdyby nie premiera „Tesli”, „Wojna o prąd” prawdopodobnie nie trafiła by do polskich kin, ponieważ nie jest to film wybitny, a jego sławę i reputację ratuje jedynie obsada.
Historia opowiada o „wyścigu” Thomasa Edisona i Georga Westinghouse’a o wpływy na amerykańskim rynku elektrycznym. Postacią trzecioplanową jest Nikola Tesla, który w całym filmie pojawia się w mniej więcej siedmiu scenach. Nie ma on znaczącego wpływu na fabułę oraz przebieg wydarzeń, jest on bardziej symbolem, swego rodzaju klamrą historyczną, która pozwala widzom bardziej zrozumieć następstwa opisanych w filmie wydarzeń. Lecz mino to – właśnie Tesla sprowadził „Wojnę o prąd” do Polski. Jak?
Opis filmu na stronach różnych multipleksów mówi o wojnie o wpływy między Edisonem a TESLĄ właśnie, co sprawia że ludzie chętniej idą na ten film, ponieważ widzą w opisie bardziej znane nazwisko Tesli, niż niejakiego Westinghouse’a, o którym w Polsce się nie mówi i o którym film w Polsce nie sprzedawałby się dobrze. Dlatego po wyjściu z sali kinowej poczułem się oszukany przez recenzentów reklamujących historię, której ostatecznie nie zobaczyłem. Pomiędzy Edisonem a Teslą w całym półtoragodzinnym filmie dochodzi do trzech wymian zdań, z czego tylko jedną można podciągnąć pod miano „sprzeczki”, ale tylko w wypadku, gdy przyjmiemy, że sprzeczka jest nieagresywną wymianą poglądów oraz argumentów na linii pracodawca-pracownik. Wkrótce po wątku z Edisonem, Tesla znika na kolejną połowę filmu (po drodze widzimy parę mało znaczących scen z jego życia, sprawiających wrażenie zajawki do faktycznego filmu o nim). po czym na koniec zawiązuje współpracę z Westinghousem i wygłasza przemowę na Światowej Wystawie w Chicago.
Podsumowując, nie jest to film o Tesli. Jest to film o czasach, w których żył Tesla, oraz o dwóch gigantach elektrycznych z którymi w krótkich okresach współpracował. Mimo wszystko jednak jest to dobra historia opisująca fakty z życia Edisona oraz nieznane życie Westinghouse’a. Jeżeli wybieracie się na ten film dla Tesli, to lepiej sobie odpuśćcie. Więcej o jego życiu można dowiedzieć się z Wikipedii. Moim zdaniem cała historia byłaby lepiej opisana i prawdopodobnie lepiej rozgoniona w formie miniserialu historycznego, w 6 odcinkach po 40 minut, w którym można by sobie pozwolić na stworzenie więzi widza z bohaterami oraz większe rozeznanie w fabule. Odniosłem wrażenie, jakby wrzucono mnie w środek akcji i dopiero stopniowo dowiadywałem się, o co chodzi w filmie.
Ocena: 6/10
Mateusz Malanowski 1A_G