Trębacz śmierci
Było sobotnie, letnie popołudnie. Michał i Kaspian szli właśnie pustymi, krakowskimi uliczkami. Zmierzali w stronę muzeum, by obejrzeć całą ekspozycję, a w szczególności czasową wystawę obrazów Zdzisława Beksińskiego. Chłopcy chodzili do pierwszej klasy liceum, lecz znali się już od przedszkola. Kaspian był bardzo strachliwy i wrażliwy, zwłaszcza na sztukę, a w szczególności na muzykę. Był średniego wzrostu i wątłej postury. Jego ciemnobrązowe włosy sięgały trochę za ramiona, a kasztanowe oczy świdrowały każdego z kim rozmawiał. W prawym uchu, w promieniach zachodzącego słońca błyszczał się czerwony kolczyk. Zwykle ubrany był w czarne ciuchy z kwiatowymi elementami, jednak glany, które nosił, podkreślały jego duszę rockmana.
– Jesteś pewny, że zdążymy obejrzeć tę wystawę Beksińskiego, przecież niedługo zamykają. – powiedział lekko zdenerwowany Kaspian.
– I tylko o to chodzi? – zapytał z drwiącym, lecz uroczym uśmiechem Michał – Twój strach przed tymi obrazami nie ma z tym nic wspólnego?
– To nie tak, że się boję, po prostu nie trafiają w mój gust.
– Oj, przestań, będzie fajnie – rzucił Michał i chwycił przyjaciela za rękę, wciągając go tym samym do muzeum.
Michał był zupełnym przeciwieństwem Kaspiana. Zdecydowanie wyższy i nieco masywniejszy, zwracał na siebie większą uwagę. Miał krótkie, blond włosy, a w jego niebieskich oczach zawsze pojawiały się iskierki gdy mówił o motoryzacji – swoim największym, zaraz po sztuce, hobby. Był bardzo odważny i trochę za bardzo lubił się tym przechwalać. Pomimo tego był bardzo wrażliwy na piękno natury i kultury. Miał swój własny sposób ubierania, który najczęściej łączył elegancję z luźnym stylem. Choć brzmi to paradoksalnie, efekty wychodziły mu całkiem nieźle.
Kiedy chłopcy weszli do budynku poczuli spokój. Zawsze, kiedy zgiełk krakowskich uliczek ich przygniatał lubili uciekać do małego muzeum, w kamienicy, koło rynku. Pomimo niewielkiej powierzchni, muzeum miało bardzo dużo obrazów i bardzo często organizowało różne czasowe wystawy, takie na przykład jak ta, na którą zmierzali właśnie chłopcy. W budynku było parę osób, jednak tak jak wspominał Kaspian, godzina zamknięcia zbliżała się wielkimi krokami i pozostali tylko prawdziwi maniacy i fanatycy sztuki.
– Dobra to zacznijmy od tej wystawy, jeśli tak bardzo ci na tym zależy. – rzucił Kaspian, wiedząc jak bardzo ucieszy to jego przyjaciela.
Kaspian wyszedł z wystawy znacznie szybciej niż Michał, gdyż ten uwielbiał Beksińskiego i poświęcał dużą uwagę szczegółom każdego obrazu. Jego wzrok przykuł szczególnie jeden obraz – „Trębacz Śmierci”. Miał w sobie coś, co przez dłuższy czas nie pozwoliło chłopcu oderwać się od niego. Kaspian natomiast wbiegł dwa piętra wyżej, czując w sobie wiele sprzecznych uczuć i schował się na wystawie poświęconej Pablo Picassowi. Znajdowała się tu tylko jedna dziewczyna, lecz Kaspian postanowił poszukać innej, pustej wystawy, by móc w spokoju zebrać myśli. Czuł, że mu trochę niedobrze, ale w gruncie rzeczy wydawał się raczej pozytywnie zaskoczony. Przeszedł całą wystawę i nawet parę obrazów mu się spodobało. Spodziewał się, że wybiegnie stamtąd z krzykiem, a tu proszę, niespodzianka. Miał jednak na tyle wrażliwy usposobienie, że takie doznania mocno nim szargały. Włożył szybko słuchawki, puścił losową piosenkę z repertuaru Iron Maiden i rozejrzał się po sali, w której się znalazł. Była to wystawa z obrazami barokowymi.
Nagle światło zaczęło lekko przygasać, a po niespełna minucie wyłączyło się całkowicie. W dokładnie tym samym momencie gdy światło zniknęło, a całe muzeum zalały egipskie ciemności, na dole dało się słyszeć delikatne stuknięcie i cichy krzyk. Kaspian pobiegł szybko na dół w poszukiwaniu Michała, jednak gdy mijał kolejne sale coś zwróciło jego uwagę – wszędzie było pusto! Nawet ochraniarze gdzieś wyparowali. Gdy wtargnął na wystawę Beksińskiego, w pierwszej chwili nie zwrócił uwagi na to, że jeden obraz był zupełnie pusty, a jedyne co zostało to tło. Dopiero gdy usłyszał z drugiego końca sali głośne mlaśnięcie, odwrócił się i zobaczył „Trębacza Śmierci” – postać z jedynego obrazu, który mu się podobał i który go przerażał jednocześnie. Spojrzeli sobie głęboko w oczy i wtedy w głowie Kaspiana pojawił się jasny komunikat – UCIEKAJ! Wybiegając z sali zauważył coś dziwnego na obrazie, którego główna postać właśnie go goniła, jednak dopiero na pierwszym piętrze dotarło do niego, co widział. W tle dojrzał maleńkie, ruszające się postaci. Gdy się nad tym zastanowił jedna z nich wyglądała zupełnie jak właściciel tego muzeum, który sprzedawał również bilety i zawsze był dla nich bardzo miły.
– A ten wysoki, przystojny chłopak koło niego to musi być Michał – pomyślał Kaspian – zawsze świetnie dogadywał się z bileterem.
I faktycznie tak było. Ponieważ muzeum nie szczyciło się dużą popularnością wśród turystów, a chłopcy często je odwiedzali i nawiązali pewnego rodzaju nić przyjaźni z bileterem, choć Kaspian był zbyt nieśmiały, by się otworzyć.
Niektórych może zdumiewać jak wiele szczegółów może zapamiętać umysł w zaledwie parę sekund, jednak Kaspian poświęcił wiele czasu drobiazgowej analizie obrazów, więc jego mózg automatycznie wyłapywał nawet najdrobniejsze szczegóły. Bardzo go kusiło, by wrócić na dół i zobaczyć, kto jeszcze został uwięziony, jednak nie miał na to odwagi ani czasu. Został zamknięty sam w muzeum i kompletnie nie wiedział jak uwolnić przyjaciela i resztę uwięzionych, których nie mógł rozpoznać. No właśnie był sam, ale czy na pewno? Gdy usiadł w najgłębszym kącie najwyższej z wystaw, przez chwilę słyszał tylko szaleńcze bicie swojego serca i nerwowy, przyspieszony oddech, który z każdą chwilą stawał się coraz bardziej miarowy i mniej świszczący. Po kilku minutach, gdy jego organizm zdusił już pierwszy szok, jego umysł zaczął znowu trzeźwo myśleć, zza kurtyny, która znajdowała się po przeciwnej stronie pomieszczenia i służyła głównie do zakrycia niewystawianych w danym momencie eksponatów, usłyszał cichuteńki szloch. Nieświadomie, jak lunatyk, podniósł się z miejsca i podszedł do kurtyny. Było to jak impuls – po prostu poczuł, że może, a wręcz musi tam podejść i nic, absolutnie nic mu się nie stanie.
– Kim jesteś? – wydał zduszony okrzyk, gdy pociągnął kurtynę, a jego oczom ukazała się drobna, na oko szesnastoletnia dziewczyna, o płomiennorudych włosach i zielonych, kocich i przebiegłych oczach. – Kim jesteś? – powtórzył, właściwie nie wiedząc, dlaczego był taki zdziwiony. Kogo mógł się tam spodziewać, smoka, dinozaura, potwora z dołu?
– On tu znowu jest, tak samo jak wtedy – powiedziała przerażona i spojrzała w nic nierozumiejące oczy swojego nowego towarzysza – ten potwór na dole, znowu porwał ludzi prawda? Tydzień temu byłam tu z… – tu na chwilę się zawahała – przyjaciółką i wessało ją w ten obraz. Od tego czasu codziennie tu przychodzę, ale dopiero dzisiaj coś się stało. A i jestem Monika.
Kaspian, lekko zdezorientowany natłokiem informacji, próbował zrozumieć co się właściwie dzieje w tym muzeum. Było to jedyne miejsce na świecie, gdzie czuł się bezpiecznie, jego arkadia, a tu nagle takie rzeczy. Lekko zakręciło mu się w głowie, ale zachował zimną krew i powiedział:
– Kaspian, miło mi. Dobra, jakieś pomysły, co z tym zrobić? Bo szczerze, to mam totalną pustkę w głowie.
– Wiem, musisz być nieźle rozbity, przynajmniej na takiego przed chwilą wyglądałeś – powiedziała, a widząc zdziwienie na jego twarzy dodała od niechcenia – obserwowałam cię od momentu jak tu wbiegłeś, tylko bałam się podejść – i zaczęła schodzić.
Chłopak bez słowa ruszył za nią, licząc, że chociaż ona wie co robić, ale uśmiechnął się pod nosem, bo po raz pierwszy spotkał kogoś tak nieśmiałego jak on, a przynajmniej kogoś kto sprawiał takie wrażenie.
– Dobra, musimy ich wydostać. Proponuję zejść i spróbować nawiązać kontakt z uwięzionymi, może wspólnie jakoś damy radę. Najważniejsze to trzymać się razem.
Kiedy byli na drugim piętrze, tuż za nimi rozległ się głośny trzask i przerażający odgłos trąbki. Młodzi popatrzyli na siebie i powoli odwrócili się. Za nimi, jakiś metr od nich, stała postać z obrazu. Krzyknęli, jednak później Monika zaczęła dalej biec w dół, a Kaspian pobiegł do starej szafy, na końcu korytarza, którą wypatrzył kątem oka. Dopadł do niej i przez chwilę szarpał się z drzwiami. Gdy w końcu puściły szybko wszedł do niej i rozejrzał się w poszukiwaniu nowo poznanej towarzyszki. Nie dostrzegł jej jednak, a zamykając drzwi, pomyślał: „To by było na tyle, jeśli chodzi o trzymanie się razem”, później tylko trzasnęły drzwi i nastała ciemność.
W czasie kiedy Kaspian siedział w szafie, Monika pobiegła do piwnicy. Drzwi były otwarte, więc cicho się tam wślizgnęła i zrobiła szybką barykadę z krzeseł, które akurat były pod ręką. Kiedy skończyła, postanowiła trochę rozejrzeć się po pomieszczeniu, w którym się znalazła. Monika była zbuntowana i nieco ekstrawagancka. Swoje „ja” przedstawiała światu przez sztukę. Głównie pisała piosenki lub grała na gitarze. Uwielbiała też malować, szczególnie street – art i wszystko, co łączyło się z łamaniem dotychczasowych zasad i reguł. Miała zdolności aktorskie, więc dla zabawy lubiła grywać w amatorskim teatrze, który wystawiał tylko interpretacje dzieł Wiliam Szekspira. Dlatego kiedy zobaczyła zaplecze muzeum była wniebowzięta. Było tu pełno rekwizytów, które mogłaby wykorzystać w sztukach, masa inspiracji do nowych piosenek i ogólnie wiele, wiele gadżetów, które chętnie postawiłaby w swoim pokoju jako ozdoby. Zaczęła się powoli przechadzać po pomieszczeniu, aż jej uwagę przykuło pewne pudełeczko. Owinięte fioletową folią z białymi stokrotkami, wieńczył je duży, czarny napis „OCHRONIARZ”. Dziewczyna szybko zerwała przeszkadzającą warstwę i ciekawsko zajrzała do środka, gdzie znajdowały się dwa pistolety. Po krótkich oględzinach i przypadkowych wystrzałach Monika wywnioskowała, że broń jest prawdziwa.
– Super – pomyślał – może to nam się przydać w walce z tym potworem.
Monika nie miała pojęcia, ile czasu minęło, ale postanowiła zaryzykować i wyjść.
Ku swojemu zaskoczeniu, pierwsze co zobaczyła po wejściu na ekspozycję z obrazami Beksińskiego był nowy kolega dziwnie skaczący przed obrazem. Na jego twarzy malowało się równie wielkie zaskoczenie, jak to na jej twarzy. Nie miał pojęcia skąd u niego nagle taka odwaga, by tu przyjść, samemu, wprost do paszczy potwora. Okazało się, że uwięzieni w obrazie słyszą ich, ale w drugą stronę już to nie działało. Dlatego Kaspian tak dziwnie skakał, gdy Monika weszła – próbował porozumieć się z nimi na migi. Dziewczyna pochwaliła się swoimi odkryciami i już miała mu przekazać pistolet, gdy nagle do ich uszu dobiegł ten straszny dźwięk, dźwięk trąbki należącej do „Trębacza Śmierci”. Przesuwał się powoli w ich stronę, a właściwie sunął w powietrzu. Nie wiadomo było czym dokładnie jest trębacz. Duchem? Cieniem? Zjawą? Jego dolnej części, podobnie jak na obrazie, nie było widać , dlatego widok falującego w powietrzu samego korpusu jeszcze bardziej przerażał. W dziwnych dłoniach, jakby potrójnych, widniała złota, trochę przybrudzona trąbka.
– To koniec, umrzemy teraz, w końcu jest Trębaczem ŚMIERCI, to na pewno śmiertelna melodia. – krzyknęła Monika bardziej do siebie niż do Kaspiana.
Jednak ten krzyk uprzytomnił mu co może zrobić, ostatni, może mało racjonalny, ale jedyny pomysł jaki mu teraz przyszedł do głowy. Przezwyciężył strach i drżenie nóg i rzucił się na ziemie, by złapać pistolet, który upuściła Monika. Wiedział, że to totalnie bezsensu – przecież był to obraz, żywy w danej chwili, ale jednak obraz. Wtedy jednak strzelanina nie wydawała mu się wcale taka głupia.
– Jak w filmach gangsterskich – pomyślał, rzucając drugim pistoletem do koleżanki i zaczął strzelać.
Był to cudowne uczucie, czuł, że ma władzę i siłę w samym sobie. W życiu nie wydawało mu się, że tyle może, jak w tej chwili. Gdy Monika załapała o co chodzi zaczęli chodzi wokół zdezorientowanego stwora i ostrzeliwali go, uważając, by przy okazji czegoś nie zniszczyć, albo nie trafić w siebie nawzajem. Choć strzały nic nie dawały, potwór w końcu przestał chodzić między nimi, stanął pośrodku i przemówił głosem jakby zza światów, przerażającym i donośnym, gdyż wydobywał się z trąbki.
– Jestem zamknięty w tym muzeum od wielu lat i trochę mi się nudzi. Musicie zrozumieć, że obrazy, które tak często oglądacie ożywają gdy nikt nie patrzy. Wędrują między sobą, rozmawiają, jedzą, robią to, co wy. Ale nie ja. Ja jestem samotnikiem i dla zabawy wolę porywać ludzi. Nie jestem jednak tak okrutny, by trzymać ich w nieskończoność, dlatego – jeśli rozwiążecie zagadkę – wypuszczę wszystkich. Macie 15 minut zanim muzeum zostanie otwarte. Zagadka brzmi następująco: Ten, kto mnie tworzy, nie potrzebuje mnie, kiedy to robi. Ten, który mnie kupuje nie potrzebuje mnie dla siebie. Ten, kto mnie użyje, nie będzie o tym wiedział. Czym jestem? – i odpłynął. Lecz Monika i Kaspian nie zauważyli tego, zajęci rozmyślaniem nad usłyszanymi słowami.
– Nie da się tego rozwiązać, to jest niemożliwe, a poza tym tu na pewno jest jakiś haczyk, przecież nie poddałby się tak łatwo – prawie krzyczała Moniaka, chodząc w zdenerwowaniu po pokoju.
– To nasza jedyna szansa, więc proszę cię, pomóż mi to ogarnąć i wszyscy pójdziemy do domów.
Główkowali nad tym cały czas, jednak czuli się, jakby ich mózgi zniknęły podobnie jak postać ze swojego obrazu. Nie mieli żadnych pomysłów. Kompletna pustka.
– Czas mija, a ja widzę, że nic nie macie. Trudno, czas pożegnać swoich… – powiedział Trębacz, pojawiając się znikąd równie tajemniczo jak zniknął, jednak nie dane mu było dokończyć, gdyż nagle Kaspian doznał olśnienia.
– Już wiem. Odpowiedź to trumna.
– O nie, to jest poprawna odpowiedź, mój czas dobiegł końca. Pożałujesz tego. Oboje pożałujecie. – powiedział potwór i w tym momencie wiele rzeczy zaczęło się dziać jednocześnie.
Trębacz został wessany w swój obraz, a jednocześnie uwięzieni w nim ludzie zaczęli wypadać spod ramy. Gdy już wszyscy byli na swoich miejscach. Kaspian odnalazł Michała, a Monika – swoją „zgubę”. Później we czwórkę wyszli z muzeum i usiedli na ławce w pobliżu.
– Niesamowite, że byłaś tam od tygodnia, to musiało być okropne – zwrócił się Michał do Dominiki – towarzyszki Moniki. Ta jednak była w zbyt wielkim szoku, by cokolwiek powiedzieć, więc tylko pokiwała głową.
– Wydaje mi się, że on musi być bardzo samotny – powiedział Kaspian – to znaczy ja go nie bronię czy coś, ale myślę, że wcale nie lubi bycia samotnikiem i próbuje znaleźć sobie jakiś przyjaciół.
– Ciekawa teoria, ja jednak sądzę, że kiedyś udzielał się w Podziemiu i pomagał duszom zmarłych trafić do Hadesu, a teraz nie może pozbyć się nawyku porywania ludzi – stwierdziła Monika, a po chwili ciszy, gdy wszyscy rozmyślali nad swoimi własnymi koncepcjami motywów Trębacza i ostatnimi zdarzeniami, dodała – Dobra pójdziemy już z Dominiką, muszę ją przywrócić do normalności. Widzimy się jutro o 12 w tym samym miejscu? – zapytała i nie czekając na odpowiedź odeszły.
– Ciekawe z nich osoby – zaśmiał się Michał, po czym, już poważniej, dodał – Jestem z ciebie dumny, wiesz? Byłeś bardzo odważny, a jak zacząłeś strzelać, niesamowite. Ja bym chyba nie dał rady, ale ty? Zachowałeś zimną krew.
– Weź przestań, przecież to ty jesteś tym „odważnym” z naszej dwójki – odpowiedział chłopak, czując, że lekko się rumieni. – Dobra chodźmy stąd. Nie wiem jak ty, ale jestem wykończony.
– To co pizza i gry video u mnie? – zapytał Michał, choć doskonale znał odpowiedź.
Chłopcy wstali i powoli ruszyli w stronę domu Michała, na nowo rozważając całą tę historię.
Paulina Buczak kl. 1a_g