„Wojownik” – krew, ból i alkohol
Miano „wojownika” często ma wydźwięk negatywny. Słysząc to określenie, często myślimy źle o osobie, uważając ją za agresywną, brutalną, kipiącą wściekłością, wręcz o barbarzyńskich odruchach. Nie czujemy w stosunku do niej empatii, patrzymy wrogo, nie widząc niczego więcej prócz pięści czy kilogramów przerzucanych na siłowni. Z pozoru są to ludzie twardzi, wyrachowani i bezwzględni, niewidzący innych, a jedynie cele, które trzeba wyeliminować za wszelką cenę, worki treningowe, w które trzeba uderzać tak długo, aż nie zrobi się w nich dziury. Czy pod tymi twardymi skorupami może choć przez chwilę tlić się cząstka człowieczeństwa, przyzwoitości czy wrażliwości? Czy wojowników stać choć raz na miły gest? Czy wojownicy mają też swoje drugie życie, w którym żyją normalnie jak większość ludzi?
Nazwisko Gavina O’Connora z pewnością sporej grupie kinomanów, a już na pewno przeciętnym widzom nie mówi absolutnie nic. Tworzył solidne produkcje, lecz nigdy kultowe. Na początku swojej kariery w 1999 wyprodukował „Niesione wiatrem”. Lekka tematyka podchodząca gatunkowo pod kino familijne, opowiadająca o matce i córce, które wyjeżdżają do miasta w poszukiwaniu szczęścia i miłości. Reżyser zebrał za to kilka nagród i nominacji, jednak niewielu zapamiętało ten film. Z biegiem czasu O’Connor przebranżowił się nieco i zaczął tworzyć filmy o tematyce sportowej. Najlepszym tego przykładem jest „Cud w Lake Placid” z 2004 roku, przestawiający historię amerykańskiej drużyny hokejowej, która w tytułowym mieście ma podjąć niepokonaną drużynę ZSRR. Znowu ten sam schemat: film co prawda dobry, z obiecującą obsadą aktorską, jednak w żaden sposób niegodny zapamiętania. Obraz zdobył zaledwie jedną nominację. Wydawałoby się, że reżyser za wszelką cenę będzie walczył o rozgłos w świecie kina i rzeczywiście tak się stało. W 2008 roku na ekranach kin zagościł film „W cieniu chwały”. Gavin O’Connor spróbował swoich sił w kryminalnym dramacie, w którym to stara się ukazać moralne dylematy w sytuacji, gdy w przestępstwo zamieszany jest członek bliskiej rodziny. Kolejny film, który można określić mianem średniaka: żadnej nominacji, żadnej oryginalności, ale produkcja trzyma dobry poziom i nie można się zbytnio do niczego przyczepić.
Przełom nadszedł w 2011 roku, kiedy w kinach wyemitowano „Wojownika”. Autor kontynuował tematykę rozdarcia moralnego oraz zmuszania widza do wyboru strony, równocześnie osadzając wydarzenia na tle sportowym – jednego z najbardziej popularnych sportów XXI w., czyli MMA. Gavinowi wreszcie udało się dokonać niemożliwego i stworzyć oryginalne dzieło pozwalające mu zapisać się w historii jako reżyserowi, który stworzył jeden z najlepszych filmów sportowych w historii kina.
W pierwszej scenie poznajemy Tommy’ego Conlona zagranego wybitnie przez Toma Hardy’ego. Tommy po 14 latach nieobecności staje na progu domu swojego ojca – Paddiego (w tej roli nieśmiertelny Nick Noltie) – w celu rozliczenia się z tragiczną przeszłością spowodowaną przez byłego, na tę chwilę, alkoholika. Okazuje się, że w Atlantic City organizowany jest wielki doroczny turniej MMA z największą w historii nagrodą – 5 mln dolarów. Młody Conlon zamierza podjąć współpracę ze swoim ojcem, niegdyś świetnym trenerem, który pomagał wcześniej nastoletniemu chłopakowi w zdobywaniu trofeów w zapasach. W międzyczasie zapoznajemy się z postacią Brendana Conlona, zagranego z niezwykłą dojrzałością przez Joela Edgertona. Jest on bratem Tommy’ego. Mężczyzna wiedzie spokojny żywot z rodziną w domku na przedmieściach, pracując jako nauczyciel fizyki w pobliskiej szkole. Szybko okazuje się, że sytuacja rodziny Brendana nie jest kolorowa, bowiem ich dom ma zostać przejęty przez bank. Nie mogąc utrzymać go ze swojej normalnej pracy, mężczyzna postanawia wrócić do dawnego fachu zawodnika sztuk walk. Na wieść o turnieju MMA w Atlantic City i nagrodzie za zwycięstwo pozwalającej utrzymać mu ukochany dom, postanawia znaleźć sposób, by zawalczyć o niego na ringu.
Film ten nie jest jednak piękną laurką, w której bracia godnie walczą, a następnie spotykają się w finale, gdzie zgodnie z zasadami fair play jeden z nich wygrywa. Obraz O’Connora odkrywa przed widzami wiele zła, jakie sieje patologiczna przeszłość naznaczona alkoholizmem ojca, z jak niszczycielską mocą oddziałuje na przyszłość synów. Pod postacią braci ukazano dwie drogi wyboru: ucieczki przed złem i ochrony pokrzywdzonej osoby lub pozostania ze złem i szukania swojej drogi w życiu. Od skłóconych braci aż bije żal, niechęć, rozczarowanie oraz frustracja; każdy obwinia drugiego o swoje nieszczęście. Ich historie zmuszają nas, byśmy wybrali, kogo wspierać, a kogo traktować jako „tego złego”. Tommy i Brandon różnią się od siebie niemal wszystkim. Starszy jest bardziej wyrozumiały, stara się podejść do brata w sposób pokojowy, mediatorski, zależy mu, by odbudować więź. Również w walce prezentuje klasę, walcząc w sposób profesjonalny, zawodowo podchodząc do pojedynków. Młodszy z kolei jest zamknięty w sobie, introwertyczny, uciekający przed światem. Nie ma zamiaru jednać się z bratem, wszystkie uczucia zamyka w sobie, nie ufa żadnemu z członków rodziny. Przesycony bólem, frustracją, walki traktuje jako okazję do wyżycia się za wszystko zło, które spotkało go w życiu. Na ringu jest osamotniony, przypomina wściekłe zwierzę zerwane z łańcucha. Jest dziki i nieokrzesany, wściekłość jest jego główną siłą, a jedyne, co chce osiągnąć, to zniszczenie rywala. Twórca kreuje tę postać jako męczennika pozbawionego jakichkolwiek uczuć prócz wściekłości. Tommy’ego i Brandona dzieli także życie poza rodziną. Ten starszy zamierzał dążyć do spokojnej egzystencji jak najłatwiejszą drogą. Wizerunek osoby, która wie, czym jest życie, buduje w oparciu o fakt założenia rodziny. Młodszy brat, Tommy, przepełniony traumą, szuka życia tam, gdzie jest narażony na nią niemal codziennie: w wojsku. Smakuje życie od gorszej, przerażającej strony.
Na uwagę zasługuje wątek Paddiego – ojca braci. Postać ta pokazuje trudy życia byłych alkoholików, którzy choć bardzo starają się odzyskać rodziny, nie są w stanie tego osiągnąć . Reżyser uwypukla problem samotności uzależnionych, którzy w czasie, gdy tkwią w szponach nałogu nie zdają sobie sprawy, jak bardzo niszczą przyszłość sobie i bliskim. Choć dzieci zawdzięczają im życie, nie czują wdzięczności wskutek życiowych tragedii jakie zgotowali im rodzice. Jak powiedział Tommy do ojca: „Jedyna rzecz, która łączy Brendana Conlona i mnie to to, że nie jesteś nam potrzebny”. To właśnie jest największe przekleństwo nałogowców: utrata jakiegokolwiek znaczenia, nawet mimo usilnych prób walki o odzyskanie względów rodziny. Film przepełniony jest cytatami, które w dobitny sposób ukazują stosunek najbliższych do uzależnionych osób.
Film „Wojownik” to gorzka przypowieść o życiu, jego trudach i nieustannej walce, niezależnie od sytuacji majątkowej czy statusu społecznego. Naszego tytułowego wojownika wybieramy sami. To my decydujemy, który z bohaterów zasłużył na to miano.
Michał Korek, klasa IIE_G