Zimowa noc
– Tato… – zacząłem, gdy ten przerwał mi głośnym zawodzeniem.
– Czego? – ryknął, a ja mimowolnie zadrżałem – Czego ty znowu chcesz? Może zechcesz mi w końcu wyjaśnić, co stało się tam, na szkolnej scenie wbrew mojemu zakazowi? Czy zdajesz sobie sprawę…
– Przestań! – krzyknąłem niespodziewanie, a pomieszczenie wypełniło się głuchą ciszą. Dzięki Bogu, nareszcie – Przestań natychmiast! Ojcze – szepnąłem w końcu, spoglądając na niego nieśmiało, choć w moich oczach wciąż tlił się ognik walki o swoją rację. – Czy naprawdę nie widzisz, kim się stałem? Kim byłem tam, na scenie, nim zabrałeś mnie właśnie tutaj? Widzisz, byłem kimś innym, owszem. Grałem rolę, pierwszą w swoim życiu, tak samo dobrze, jak i rolę, którą odgrywam przed tobą. Tak! Właśnie przed tobą, ojcze. Zawsze udawałem posłusznego syna, kogoś, kim nigdy nie byłem. Nigdy nie byłem przyszłym lekarzem, którego przeznaczeniem było zbijać fortunę na ludzkim cierpieniu; nigdy nie byłem ułożonym, grzecznym synem swojego idealnego ojca-dyktatora, który narzucił mu jego własną przyszłość myśląc, że czyni dobrze. Wiesz, kim jestem, tato? Jestem Neilem Perry, chłopakiem, który – o zgrozo – ma marzenia, o których nigdy nie chciałeś mieć pojęcia. Bo czy kiedykolwiek zapytałeś mnie o zdanie? Czy kiedykolwiek dociekałeś, jakie są moje pasje, które tak bardzo pragnę rozwijać? Nie mów nic! Wiem, co o mnie sądzisz i wiem, dlaczego wysłałeś mnie do Akademii Weltona. Jednak pomyśl, kim niby miałem się tam według ciebie stać? Czym była moja pasja, którą odkryłem, w twoich oczach? Wiesz, co kocham prawdziwie nad życie i kim chcę tak naprawdę się stać? Chcę być aktorem i wiem, że właśnie to jest moim przeznaczeniem. Chcę widzieć radość na twarzach ludzi podczas mojej gry, chcę dawać im poczucie szczęścia. Chcę być kimś, a nie tylko kolejnym lizusem, który z łaski swojego ojca został kim? Lekarzem! Chcę sam decydować o sobie, nie słysząc z twoich ust ani jednego słowa o tym, że to tylko kolejne moje fanaberie. O nie. Jeśli naprawdę mnie kochasz, jeśli naprawdę nazywam się Perry, pozwól mi mieć serce. Swoje własne, które rwie się do mojego przeznaczenia, bowiem w końcu – och w końcu, tato! – w końcu wiem, po co tu jestem, po co stworzył mnie Bóg. Wiesz, lekarzy na tym świecie jest masa! Gdzie tylko spojrzysz, tam medycyna wita cię z otwartymi ramionami. Pomyśl, chcesz, bym był kolejnym młodym chłopakiem w tym całym szarym szeregu, czekającym tylko na śmierć? Och tak! Wiesz, nie widzę sensu swojego życia, bytu, bez mojej duszy, którą mam szansę ukazać tylko wtedy, kiedy jestem na scenie. Gdy zostanę lekarzem, czekać już będę jedynie na swoje odejście z tego świata. Nie będę już Neilem, szczęśliwym medykiem z gromadką wspaniale wychowanych dzieci, a wnuków, o których ty zawsze marzyłeś. Będę wrakiem człowieka, bez serca i bez tych wszystkich myśli pozostawionych na scenie. Wybacz mi więc, ponieważ ja… jestem, kim jestem. I choć kocham aktorstwo, nie zniosę ani jednego dnia dłużej grając przed tobą, żyjąc w nieczystym kłamstwie. Jeśli oznacza to, że nie chcesz, bym zwał się twym synem, ja… odejdę. Ale chciałbym… chciałbym jedynie, byś wiedział, do czego należy moje serce, nawet jeśli bije ono wbrew Twej woli.
Potem nie powiedziałem już nic i nic nie powiedział także i ojciec. Stałem niczym wryty, a już po chwili drzwi pokoju uderzyły o framugę, a odgłos moich butów przeskakiwał z jednego stopnia schodów na drugi, a czasem ustawał, gdy sam się wywracałem, nerwowo przecierając rękawem oczy.
Tej zimowej nocy nie odezwie się już nikt. A także i ja nie zamierzam wypowiedzieć ani jednego słowa. Nigdy więcej.