Zjawisko „to”, którego obserwacja staje się coraz częstsza, niestety
Nie powiem, żebym jakoś często wychodziła z domu, bo staram się ograniczyć to do potrzebnego do życia minimum, ale wciąż zdarza mi się co jakiś czas wyjść.
Najczęstsze moje wychodzenie z domu, o ironio, przypada na okres pandemii, kiedy to wyjście do sklepu czy na krótki spacer jest momentem celebracji i wielkiego szczęścia, jako że wychodzić bez widocznego powodu nie należy. Wszystko byłoby więc wspaniale, idę sobie spacerkiem po zakupy, jakiejś mało istotnej rzeczy zabrakło w domu, a ja jako najstarsza, pierworodna, mam ten zaszczyt być wybraną do skompletowania produktów z listy, której mówiąc krótko, już nie pamiętam, a tu nagle to.
Czymże jest to, można by zapytać.
To jest momentem, w którym dzieje się coś, co wymaga naszej interwencji, która jednak w większości przypadków nigdy nie następuje. Przykład to to między innymi sytuacja, w której widzimy płaczące dziecko na ulicy, bez rodziców, jednak nigdy nie podchodzimy, by zapytać, co się dzieje, pełni własnych zmartwień. To przybiera różne formy, nie tylko zagubionego dziecka, ale też i przykrych komentarzy kolegów, obrażania, wszelakiej formy chwili, w której zamiast zareagować, odwracamy wzrok i uciekamy.
Dlaczego to robimy, dlaczego pozwalamy temu nas kontrolować? Może ze strachu, może działamy instynktownie. Nie chce mi się wierzyć w to, że mogą istnieć ludzie tak obojętni na zło, jakim to jest, chociaż na pewno występują i takie przypadki.
Podam teraz przypadki tego, z którymi sama się spotkałam, jednak jestem pewna, że każdy z nas pamięta choć jedną sytuację, która wymagała naszej reakcji, jednak tak nie nastąpiła.
Sytuacja wspomniana na początku: idę do sklepu, wchodzę, znajduję to, co miałam znaleźć i idę do kasy, przy której w godzinach szczytu, czyli teraz, jest spora kolejka. Z przykrością staję w jednej z nich i cierpliwie czekam na swoją kolej, gdy nagle moje uszy wyłapują niezrozumiałe dla mnie rzeczy. Stojąca za mną starsza pani, z małym chłopcem, którego od razu w głowie tytułuję jej wnuczkiem, jest wściekła na młodego o to, że ten ekscytuje się wszystkim i zaczepia innych kupujących. Sytuacja epidemiologiczna jest nie najlepsza, pewnie siedzi cały dzień w domu, więc nie ma w tym nic dziwnego, że cieszy się z samego wyjścia do sklepu. Ja też się cieszę!
Rzeczą również zrozumiałą jest, że kobieta mogła być zmęczona lub po prostu zaniepokojona tym, że zachowanie dziecka może być problemem dla innych. Ale żeby od razu cicho na niego krzyczeć i nawet, o zgrozo, grozić mu, że w domu dostanie, cytuję: w tyłek? Może jestem zbyt przewrażliwiona, co mogłam zrobić, nie znając tych ludzi, ich relacji czy kontekstu wypowiedzi. Tyle że może mogłam coś zrobić, wystarczyło się odwrócić i uśmiechnąć do dzieciaka, przepuścić panią w kolejce, żeby szybciej mogła wrócić do domu, jest tyle innych pomysłów, jakie TERAZ przychodzą mi do głowy.
Ten przykład to mógł być niewystarczająco jasny, znalazłam też i kolejny.
Młoda dziewczyna, studentka, jedzie ze mną tramwajem, jeszcze przed okresem pandemii. Ludzi jest całkiem dużo, na tyle, byśmy się wszyscy musieli stłoczyć jak sardynki w puszce. Ja mam szczęście i mogę usiąść, co też robię. I wtedy, gdy już zaczynam powoli odpływać, siedząc sobie wygodnie, zauważam rękę pewnego mężczyzny w miejscu, w którym na pewno nie powinna być. Biedna młoda studentka doświadcza właśnie czegoś, czego nikomu nie życzę. Dłoń dorosłego faceta jest poniżej jej pasa, ale nikt nic nie mówi. Ja za to jestem jak sparaliżowana, bo jeszcze nigdy nie byłam świadkiem takiego czegoś, świadkiem tego tak ekstremalnego i złego do szpiku kości. Nigdy nie doświadczyłam na własnej skórze, nie zobaczyłam też czystego aktu molestowania, przy którym to jest takie silne i jawnie triumfuje.
O tym właśnie mówię.
O udawaniu, że nie widzimy, o tej okropnej, społecznej znieczulicy, która odbiera nam głos właśnie wtedy, gdy powinniśmy go użyć i bić na alarm. To przybiera różny wygląd, raz jest oczami patrzącymi w przeciwnym kierunku, raz przebierającymi nogami, spojrzeniem w telefon, założeniem słuchawek. Za każdym razem jest jednak obojętnością, która w najbardziej skrajnych przypadkach jest skazaniem kogoś na ból.
Na koniec mam osobistą prośbę: jeśli zobaczysz to, zareaguj, choćby dla mnie.
Maja Dąbrowska, kl 2ap